Dominik Spenst "Moc sześciu minut. Codziennik motywacyjny"
To będzie opowieść, która nie będzie przeznaczona dla ludzi o słabych nerwach ale związana z pewną książką będzie równoważyć momenty grozy. Wczoraj zapytałam moich czytelników na co wykorzystaliby 6 minut odpowiedzi były różne od telefonu do przyjacielu, po medytacje, listę zadań, kontemplowanie ciszy, czytanie, po sex, który dzięki temu jak zaznaczyła pewna osoba może trwać dwa razy dłużej. I właśnie ta ostatnia odpowiedź wywołała u mnie lawinę śmiechu i stwierdziłam, że to przebiło wszystko. Jakież moje było zdziwienie, że niedługo i ja przekonam się o mocy 6 minut, które zaskoczą mnie w najbardziej nieoczekiwanym momencie.
A wszystko zaczęło się od izolacji, którą uzgodniłam z moim człowiekiem, bo katar to u mężczyzny powód do prawie zejścia z tego świata i ja na to pozwolić nie mogłam. Jeszcze jak wspomnę, że mamy małego szkraba to sytuacja staje się bardzo poważna, doszliśmy do wspólnego kompromisu o rozdzielności pokojowej. Tak oto po tysięcznej próbie uspania mojego dzieciątka, byłam tak zmęczona, że kołdra, podusia i spokojny sen to symbole luksusu. Jednak zrobiłam coś inaczej niż zwykle, a mianowicie przeniosłam się ze swojej strony na stronę rzeczonego człowieka. Wówczas byłam bliżej maluszka (wiem mogę tym wywołać oburzenie ale mam sen kamienny, dlatego tak jest lepiej) i ufff zasnęliśmy. Pół godziny po północy przy próbie przewrócenia się na drugi bok spadłam z łózka (ha! potęga nawyku się kłania), rozwalony palec, siniaki i obudzone dziecko to potrójna katastrofa! Jeśli jeszcze nadmienię, że wspominany człowiek przy tych dzwiękach ani drgnął to sytuacja stała się nader dramatyczna. Teraz moje sześć minut skróciło do dwóch, nagle dziecko otworzyło szeroko oczęta i zaczęło się śmiać. I taki oto sposobem Matka Polka została skutecznie znieczulona śmiechoterapią po północy.
Czemu o tym piszę? Bo właśnie z tymi wszystkim związana jest książka "Moc sześciu minut. Codziennik motywacyjny" Dominika Spensta. Moment przełomowy w jego życiu nastąpił w chwili wypadku na motocyklu i spędzeniu długich tygodniu w szpitalu oraz przejściu kilkunastu operacji. Wówczas zrozumiał, że nasze "jeśli" - znajdę wymarzoną pracę, partnera, zmienię otoczenie, schudnę i będę szczęśliwy nie istnieje, bo tak naprawdę liczy się chwila obecna. Wynikiem jego doświadczenia codziennik motywacyjny, który będzie towarzyszył czytelnikowi w rozpoczęciu i zakończeniu każdego dnia. Dodatkowe cotygodniowe pytania i comiesięczne podsumowania są busolą w skrystalizowaniu naszych celów, nawyków, a także w śledzeniu małych zwycięstw. Wszystko o czym wspomniałam jest właśnie potęgą i wypracowanym nawykiem. Powtarzając go codziennie nawet przy niewielkim nakładzie czasowym może owocować w szereg sukcesów i momentów szczęścia.
Opisana moja sytuacja obrazuje, że nawet przy dość dotkliwym upadku można się szybko pozbierać, a nawet uśmiechnąć do siebie, świata i bliskich. Moi drodzy "Moc sześciu minut. Codziennik motywacyjny" będzie w sprzedaży 12 listopada - ja wam serdecznie go polecam, bo codzienna praca nad sobą jest wartością bezcenną. Ja ze swojej strony dziękuję Wydawnictwu Otwarte za egzemplarz recenzencki!
nie lubię poradników, są dla mnie sztuczne i głupie, ale kiedy ktoś pisze z własnego (często trudnego) doświadczenia i pokazuje, że nie trzeba wiele czasu ani pieniędzy na zmiany to kupuję to, "moc 6 minut" to coś dla mnie.
OdpowiedzUsuńJa też do niej sceptycznie podchodziłam ale praktykując "6 minut" muszę napisać - to działa!
UsuńNie jestem fanką poradników, ale dobrze, że każda sytuacja - nawet ta bolesna i niespodziewana - staje się kolejnym pozytywem, a nie nieprzyjemnym wspomnieniem :)
OdpowiedzUsuńWarto czasem patrzeć na to pod tym kątem!
UsuńNie jest to książka w moim stylu, ale rozumiem chęć czytania takich lektur :)
OdpowiedzUsuńI o to chodzi, że każdy decyduje się na inne wybory czytelnicze i to warto szanować 😊
Usuń